niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział IV

   Obudził mnie okropny ból głowy. W ustach miała pustynię, a wczorajszy wieczór był dla mnie jedną wielką niewiadomą. Nagle uświadomiłam sobie, że dziś jest piątek i że powinnam iść do szkoły. Szybko się podniosłam by sprawdzić godzinę, ale niemal w tej samej chwili z powrotem opadłam na łóżko, bo zakręciło mi się w głowie, a przed oczami miałam mroczki. Po chwili ponowiłam próbę wstania. Tym razem nic złego się nie działo. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. No świetnie 12:30. To miał być mój trzeci dzień w tej szkole, a już go opuściłam. Jak tata się dowie to będę martwa. Ale.. Może nie byłoby tak źle gdybym teraz tam poszła i wcisnęła im, że byłam na badaniach, żeby się upewnić, że nic mi nie jest po wczoraj. Pomysł nie jest głupi, ale chyba umrę przez kaca. Dawno nie piłam i oto efekty. No ale cóż. Mus to mus. Kończę dziś o 15 więc mam po co tam iść. Poszłam do swojego pokoju, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w podziurawione dżinsy i szarą bluzę z oczami. Zrobiłam delikatny makijaż, uczesałam się w koka i wybiegłam z domu. Do rozpoczęcia kolejnej lekcji miałam 15 minut dlatego puściłam się w stronę szkoły biegiem. Kiedy zbliżyłam się do budynku na tyle, by go widzieć zwolniłam do szybkiego marszu. Udało mi się zdążyć przed dzwonkiem. Akurat był wf. Od razu podeszłam do trenera, wytłumaczyłam swoją nieobecność na wcześniejszych zajęciach i zapewniłam, że wszystko ze mną w porządku i mogę ćwiczyć. Weszłam do szatni. Już od drzwi napotkały mnie niezbyt przychylne spojrzenia innych dziewcząt. Postanowiłam się nie przejmować. Odeszłam w jak najbardziej odosobniony kąt w szatni, zdjęłam bluzkę i na jej miejsce pospiesznie założyłam przydługą bokserkę. Na nogi włożyłam dresy. Prawie zapomniałam o rysunku na moim karku. Rozwiązałam kok, a w jego miejscu spięłam kucyka. Wyszłam na zbiórkę, pewnie stanęłam na swoim miejscu. I wtedy zobaczyłam jego. Wspomnienia zaczęły bombardować moją głowę. Tylko cudem się nie rozpłakałam. Nie miałam pojęcia, że on chodzi do tej szkoły. Czy zawsze kiedy choć w niewielkim stopniu poukładam sobie życie coś musi się psuć? Trzeba być mną żeby mieć takiego pecha! Trzeba być mną żeby przejechać pół świata i ciągle natykać się na te same osoby. Jego spojrzenie kieruje się na mnie. W pierwszej chwili widzę szok wymalowany na jego twarzy. Chwilę później zastępuje go szydzący uśmiech. Uśmiech który prześladował mnie przez ostatnie dwa lata. Mocno zaciskam powieki. Nie mogę okazywać słabości. Trenera jeszcze nie ma, a ja muszę coś zrobić. Prostuję się. Patrzę mu prosto w oczy i pewnie do niego podchodzę. Udaję silną.
-Sylvain. Cóż za miłe spotkanie-mój głos ocieka sarkazmem.
-Proszę, proszę. Evie Prior. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię zobaczę. Byłem pewien, że zachlałaś się na śmierć, biorąc przykład z mamusi albo podcięłaś sobie żyły-kpi.
-Nie waż.się.tak.mówić.o mojej.mamie! Nigdy!-mocno akcentuję każde słowo.
-Bo co mi zrobisz szmato?!-odpowiada mu cisza. Wolę nie powiedzieć nic niż wybuchnąć. Bo gdyby tak się stało nie byłoby odwrotu. Wszystko by się skończyło. Nagle na salę wkracza szereg mocno umalowanych dziewczyn. Jedna z nich podchodzi do Sylvaina i zarzuca mu ręce na ramiona.
-Kochanie, dlaczego rozmawiasz z tym czymś?-mówi piskliwym głosikiem patrząc na mnie z pogardą.
-Można powiedzieć, że to moja stara znajoma-rzuca obojętnie chłopak. Nie wygląda na zachwyconego obecnością dziewczyny.
-Sylvain. Jedno chciałabym z tobą wyjaśnić. Nie jestem tą samą osobą. Jeśli spróbujesz swoich sztuczek to możesz być pewien, że będziesz skończony-syczę jeszcze i wracam na swoje miejsce. W tym samym momencie na salę wszedł trener.
-Dzisiaj zapraszam wszystkich do higienistki! Odbędzie się ważenie i mierzenie. Jeśli będziecie mieli odpowiednie warunki odbędą się zapisy do drużyny lekkoatletycznej!-rozległ się donośny głos mężczyzny. No nie! Po co ja się wlekłam do tej szkoły...
-Ci którzy szybko się uwiną i wrócą zagrają w siatkę!-rzucił jeszcze trener i wyszedł, a wszyscy uczniowie ruszyli w stronę gabinetu. Ustawiłam się na początku kolejki, bo chciałam sobie zagrać, ale zobaczyłam, że dziewczyna przede mną zdejmuje koszulkę, chłopak po drugiej stornie robił to samo. Zrezygnowana odeszłam na koniec. Usiadłam na leżance i czekałam na swoją kolej, choć miałam nadzieje, że ona nigdy nie nastąpi. Minęła cała godzina lekcyjna, a przede mną ciągle było 5 dziewczyn. Po przerwie zostały cztery. Właśnie mija mi matematyka, z czego właściwie się cieszę. Zostały trzy dziewczyny. Teraz była kolej Sary. Zeszło jej prawie pół godziny, bo wiecznie miała jakiś problem. Z następnymi dziewczynami poszło sprawnie. Teraz ja. Byłam w gabinecie sama z higienistką.
-Zdejmij bluzę-usłyszałam polecenie. Wykonałam je z dużym ociąganiem, bo wiedział bo kryje się pod ubraniem.
-Tatuaże-mruknęła kobieta pod nosem.
-Owszem. Ale to nie jest nielegalne ani zabronione-broniłam się.
-Wiem, ale nasza szkoła ma wysoki poziom, więc radzę ci nie pokazywać ich nauczycielom, a tym bardziej dyrektorowi.
-Jasne-mruknęłam. I w tym momencie, bez żadnego ostrzeżenia drzwi gabinetu się otworzyły. Podskoczyłam i jak mogłam najszybciej obróciłam się plecami do ściany zasłaniając piersi bluzą. W drzwiach stał zmieszany chłopak z przystanku.
-Przepraszam Allie. Nie sądziłem, że ktoś tu jeszcze będzie. Umawialiśmy się, żebym przyszedł teraz, by uniknąć kolejki, tak więc jestem-mimo zmieszania widocznego na jego twarzy powiedział to bez zająknięcia. Allie. To musiało być imię higienistki.
-Nic się nie stało, ale na przyszłość radziłabym ci pukać-rzuciła-siadaj, musisz poczekać jeszcze chwilę. Przeciągnęło mi się z dziewczętami.
Nie chciałam, żeby on tu był. Nie chciałam by ktokolwiek widział mnie bez koszulki. Nie chciałam nikomu uchylać nawet rąbka mojej tajemnicy. I tak musiałam to zrobić z musu przed Allie, ale nie było mowy o żadnym chłopaku.
-Evie, wracajmy do tego, co zostało nam przerwane-po tych słowach opuściłam koszulkę, jednak ciągle stałam przy ścianie. Na szczęście higienistka do mnie podeszła. Kątem oka widziałam zainteresowane spojrzenie chłopaka skierowane w kierunku tatuaży.
-No dobra. Teraz odwróć się tyłem-usłyszałam-Sprawdzę, czy nie masz żadnych wad posta-głos kobiety się urwał, bo już stałam plecami do niej. Odwróciłam delikatnie głowę. Widziałam niemały szok wymalowany na jej twarzy.
-Boże-szepnęła i przejechała palcami po jednej z blizn. Natychmiast strzepnęłam jej rękę.
-Co ci się stało?-pozostawiłam to pytanie bez odpowiedzi. Z drugiej strony pokoju dobiegało nas zaciekawione spojrzenie chłopaka.
-Nic-powiedziałam po chwili cierpko-Możesz kontynuować?
Kobieta nie odezwała się już ani słowem. Zważyła mnie i zmierzyła. Po wszystkim ubrałam się i usiadłam przy biurku. Allie nie patrzyła mi w oczy.
-Masz odpowiednie warunki do wstąpienia do drużyny, nie posiadasz żadnych widocznych wad kręgosłupa. Możesz wracać na lekcje-powiedziała oficjalnie. Wstałam i odeszłam w stronę drzwi. Odprowadziło mnie palące spojrzenie chłopaka siedzącego na leżance.
-Co cię tak zszokowało na plecach tej dziewczyny?-usłyszałam głos chłopaka zza zamkniętych drzwi. Chciałam znać odpowiedź.
-Przykro mi Tobias, ale obowiązuje mnie tajemnica służbowa-ucięła rozmowę stanowczym głosem kobieta. Odeszłam od drzwi. Nie miałam ochoty wracać na lekcje, więc wyszłam ze szkoły i potruchtałam w stronę domu. Kiedy wbiegłam do swojego pokoju wybuchłam głośnym płaczem. Ona wie. A przecież nikt nie miał się dowiedzieć. To miała być moja mała tajemnica. Moja, taty i tego człowieka. A także policji z mojego starego miasteczka. Rozpacz zamieniła się we wściekłość. Zbiegłam do siłowni i zaczęłam walić w worek. Ale to nic nie dawało. Wściekłość nie ulotniła się ze mnie ani na moment. Barek. Nie. Nie tym razem. Pomoc nie będzie natychmiastowa. A jak pomyślę o męce jaka czekałaby mnie następnego dnia.. To nie to. Wróciłam do pokoju i wyjęłam spod obluzowanego panelu mały kluczyk. Trzymając go w ręku weszłam na stryszek, a tam kluczykiem otworzyłam maleńki drzwiczki, prowadzące do mojej kryjówki. Nie wiem po co tam wchodzę, skoro dom i tak jest pusty.. Chyba tego potrzebuję. To jedyne miejsce w którym czuję się dobrze. Weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi. Szybko odnalazłam moją zimną przyjaciółkę. Zsunęłam z nóg dresy i przyłożyłam ostrze do i tak poranionego uda. Jedno cięcie. Za nim kolejne i następne. Niedługo później moja krew oblewała całe udo i delikatnie spływała na podłogę. A ja siedziałam i delektowałam się błogim stanem niemyślenia. Stanem pustki w głowie. Nie czułam nic. Kiedy krew zaczynała krzepnąć starłam ją z nogi, którą zawinęłam bandażem, by nie zaplamić spodni. Naciągnęłam dresy na ich miejsce i zeszłam na dół. Tata wraca do domu jutro. Ciekawe na jak długo. Kilka godzin? Dzień? Dwa? Nigdy go nie ma. Zwłaszcza wtedy, kiedy najbardziej go potrzebuję. Nastał wieczór, a ja z pełnym zdziwieniem stwierdziłam, że zgłodniałam. Ile nie jadłam? Nie licząc jabłek i wody nie miałam w ustach nic od pierwszego dnia szkoły. Zbyt dużo stresu. Zbyt dużo problemów. Postanowiłam zamówić pizzę. Znalazłam ulotkę z numerem telefonu i informacją o dowozach. Szybko zamówiłam i czekałam. Po jakichś piętnastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Przeszłam przez zimne wnętrza i otworzyłam. Moja pizza.
-Zamawiała pani pizzę-usłyszałam głos chłopaka z gabinetu, z tego co usłyszałam ma na imię Tobias.
-Owszem. Ile?-spytałam szybko.
-Evie, prawda?-usłyszałam gdy na mnie spojrzał.
-Ta-mruknęłam-To ile za pizzę?
-Na koszt firmy-posłał mi uśmiech i wręczył zamówione jedzenie.
-O nie!-zaprotestowałam i wcisnęłam mu w rękę banknot, ze zbyt wysokim jak na zapłatę za pizzę nominałem-Reszty nie trzeba.
Chłopak był lekko skołowany, a ja wykorzystując to zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Udałam się do salonu i rozłożyłam na kanapie. Zabrałam się za posiłek. Kiedy tylko go zjadłam położyłam się do łóżka, o niczym już nie myśląc i zasnęłam.

niedziela, 12 października 2014

Rozdział III

   Obudziłam się i rozejrzałam się wokół. Białe ściany. Przez chwilę widziałam niewyraźnie, ale kiedy wzrok mi się zaostrzył zorientowałam się, że jestem w gabinecie higienistki. Dobrze, że nie chcieli wieźć mnie do szpitala. Dobrze, że zrzucili mój stan na prędkość i dystans.
-Przepraszam-powiedziałam słabo, by zostać zauważoną przez higienistkę.
-O! Obudziła się śpiąca królewna-zażartowała kobieta. Swoją drogą była młoda i naprawdę ładna. Szczupła. Chciałabym mieć taką fantastyczną figurę. Twarz też miała piękną. Duże, niebieskie oczy, pełne usta, a to wszystko okalała aureola stworzona z jej blond włosów.
-Jak się czujesz?-spytała.
-Dobrze. Może jestem trochę słaba.
-Wiesz dlaczego się tu znalazłaś?
-Prawdopodobnie zemdlałam. Właściwie to się nie dziwie. To chyba było moje rekordowe tempo biegu. Ale nie powinnam się tak mocno wysilać.
-Masz racje. Są granice wytrzymałości, a ty nie możesz ich przekraczać. Musisz bardziej na siebie uważać i szanować swoje zdrowie-powiedziała higienistka.
-Tak, wiem-rzuciłam.
-No dobrze. Skoro czujesz się już dobrze możesz wrócić do domu. Z tego co wiem, skończyłaś już lekcje. Dobrze by było, gdyby ktoś po ciebie przyjechał.
-Zadzwonię po tatę-zapewniłam. Kłamstwo. Jak miałabym zadzwonić po tatę, którego nigdy nie ma w domu?
-Dobrze, w takim razie.. Miłego dnia-uśmiechnęła się do mnie życzliwie.
-I wzajemnie. Do widzenia-odwzajemniłam uśmiech.
Pospiesznie wyszłam z gabinetu i udałam się do szatni, by przebrać się ze stroju sportowego, w który wciąż byłam ubrana. W swoim codziennym stroju wyszłam ze szkoły i ruszyłam na przystanek autobusowy. W normalnych okolicznościach poszłabym pieszo, bo nie mam daleko, ale ciągle czułam się osłabiona i nie chciałam narażać się na zesłabnięcie. Kiedy dotarłam na przystanek zauważyłam chłopaka, tego samego który wskazywał mi drogę do sali i tego, który tak wspaniale biega.
-Dobry bieg-zatkało mnie. ON się do mnie odezwał. Nie spodziewałam się tego, zwłaszcza nie po tym, jak lakonicznie odpowiedział na moje pytanie o salę. No ale coś..
-Dzięki-odpowiedziałam niepewnie i po dłuższym czasie. Więcej już się do mnie nie odezwał. Siedział tylko patrząc na swoje buty. Nie spojrzał na mnie ani razu w trakcie oczekiwania na autobus, który jak zwykle przyjechał spóźniony i do którego, jak się okazało oboje wsiadaliśmy. Kiedy zajęłam miejsce w autobusie przestałam myśleć o tajemniczym chłopaku. Przypomniałam sobie o propozycji plastyczki. Wystawa... Ciekawe.. Ale.. Nie chcę rzucać się w oczy. Na ogłoszeniu dotyczącym tej wystawy zobaczyłam, że będą na niej właściciele galerii sztuki, dyrektorzy najróżniejszych szkół.. Nie, wystarczy mi, że wyróżniłam się moim biegiem i zwróciłam na siebie uwagę. Pod względem plastycznym chcę pozostać w cieniu. Dotarłam na właściwy przystanek i wysiadłam. Chwilę później byłam już w swoim pokoju. Przebrałam się w dresy i bokserkę, która odsłaniała tatuaż na moim obojczyku, przedstawiający trzy ptaki lecące w stronę serca. Włosy upięłam w niedbały kok, więc napis "Stay strong" na moim karku również był widoczny. Pomimo odrzucenia propozycji wystawienia moich prac postanowiłam usiąść do sztalugi i stworzyć jakieś dzieło. W pewnej chwili przyszedł mi do głowy pomysł namalowania samej siebie przed lustrem. Przysunęłam sztalugę do lustra i zaczęłam tworzyć. Najpierw powstał tył mojej osoby. W takim stroju, w takiej fryzurze jakie miałam teraz. Zaczęłam od głowy. Włosy. Kontury powstały w niecałą godzinę. Teraz reszta ciała, do pasa. Z tym zeszło dłużej, ale się udało. Czas na tatuaż. Było ciężko oddać go takim, jaki jest w rzeczywistości, ale to zadanie również wypełniłam. Teraz kontur lustra. No i odbicie. Jeden z trudniejszych elementów tej pracy. Delikatnie przejechałam ręką po własnej twarzy. Badałam jej kontury tak, jakbym nigdy wcześniej jej nie dotykała, jakby nie należała do mnie. W końcu zabrałam się za rysowanie. Zaczęłam od oczu. Przepełniał je smutek, skrywany pod siłą, jaką starałam się pokazywać. Nos. Usta. Reszta twarzy, włosy, cała ja do pasa. Delikatny zarys czarnej bokserki i ptaki na lekko wystającym obojczyku. Przyjrzałam się sobie w lustrze. Mocno umięśnione ciało. Ale.. Jakieś dziwnie słabe i delikatne. Moja twarz, oznaczona bólem, który wręcz płynął z moich oczu. Ciągle skrywany. Skorupa siły. Nowa maska. Przybierana nawet przed samą sobą. Przejechałam wzrokiem po swoich rękach, po brzuchu, po nogach. Zauważyłam w swoim spojrzeniu wstręt, odrazę, nienawiść. Tak.. Nienawidziłam swojego ciała. Czułam odrazę patrząc na nie. Mój wzrok skierował się w stronę pleców, których nie mogłam dojrzeć. Pomyślałam o pokrywających je bliznach. Spojrzałam na uda, ukryte pod materiałem spodni. Pomyślałam o tym, jaka jestem, byłam i będę słaba. Pomyślałam o tamtym dniu. Pomyślałam o moich zobojętniałych i jakże zimnych rodzicach. Pomyślałam o mojej jedynej przyjaciółce na dobre i złe. Pomyślałam o śmierci. I w tym momencie spostrzegłam, że z moich oczu płynął łzy. Kolejny moment załamania. Tak bardzo nie lubię płakać. Odkąd skończyłam 10 lat nigdy nie płakałam przy ludziach. Ale kiedy zostawałam sama nie miałam siły powstrzymywać łez. Jestem taka słaba. Taka słaba. Spojrzałam na nieskończony obraz i odepchnęłam sztalugę. Nie przewróciła się. Trudno. Myśli o przeszłości zawładnęły moim umysłem. Cichy szloch zmienił się w spazmatyczny płacz, bardzo ciężki do opanowania. Znałam sposób na wyrzucenie z głowy wszystkich myśli. Zeszłam na dół i sięgnęłam do barku ojca. Później było coraz lepiej. Uspokajałam się. Przestawałam myśleć. W końcu zapadłam w głęboki sen.

piątek, 3 października 2014

Rozdział II

   Obudziłam się. Znowu.. Półprzytomna omiotłam wzrokiem pokój. Był dosyć ładny. Ściany były białe i znajdowały się na nich moje rysunki. Lubiłam rysować i nawet mi to wychodziło więc dostałam od taty pozwolenie na ozdobienie ścian swoimi dziełami. Na ścianie na przeciwko łóżka znajdowały się głównie smutne obrazy. Płaczce oko, zapłakana, skulona dziewczynka, samotni ludzie, żyletka, pocięte ręce.. Odwróciłam wzrok od obrazków.Mój pokój podzielony jest na dwie części, dzienną i sypialnianą. W części sypialnianej znajduje się dwuosobowe łóżko z czarnym wezgłowiem, szafki nocne i fotel imitujący huśtawkę.  Jest tu też duże, samodzielne lustro z czarną ramką. Jednym z moich ulubionych elementów pokoju jest łóżko z szerokim parapetem, na którym umieściłam poduszki i na którym uwielbiam przesiadywać. W części dziennej znajduje się sofa, telewizor, ogromny regał na książki oraz sztaluga. Są też dwie pary drzwi. Jedne do garderoby, drugie do łazienki. Wyjrzałam przez okno. Jest dziś piękna pogoda. Niestety. Takich dni nie lubię najbardziej. Wszyscy sprawiają wrażenie szczęśliwych, rodzice spacerują ze swoimi dziećmi.. A ja? Siedzę sama w tym ogromnym, pustym domu i zadręczam się wspomnieniami. Nienawidzę swojej przeszłości, ale nie potrafię zamknąć tego rozdziału. To wszystko jest we mnie. Te wszystkie wydarzenia, każda ta chwila. Postanowiłam wyjść wcześniej do szkoły. Chłód bijący z budynku, który nazywałam domem mnie przytłaczał. Wykonałam poranną toaletę, ubrałam się w dżinsy i jedną z moich ulubionych szarych bluz, na rękę włożyłam szeroką bransoletkę i zeszłam na dół. Było pusto. Jak zwykle w moim domu. Nie ważne czy tutaj, czy tam gdzie mieszkałam dawniej. Wzięłam do ręki klucze, a na plecy zarzuciłam torbę i wyszłam z domu. Zakluczyłam drzwi i ruszyłam w obranym kierunku. Do rozpoczęcia zajęć miałam jeszcze ponad godzinę, podczas gdy do szkoły szłam maksymalnie 20 minut. Postanowiłam zatrzymać się w parku, bo wczoraj widziałam tam ciekawe miejsce, które chciałabym narysować. Usiadłam na jednej z ławek niedaleko starej, zniszczonej i od dawna nieczynnej fontanny, na której tle widniał walący się dąb. Wyjęłam z torby szkicownik i odpowiedni ołówek i zaczęłam tworzyć. Musiałam pilnować czasu. W te pół godziny, które przeznaczyłam na rysowanie udało mi się stworzyć tylko zarys fontanny. Ale musiałam już iść. Zebrałam się i ruszyłam dalej. Niedługo później wchodziłam do szkoły. Teraz pora znaleźć odpowiednią salę. Zajęcia zaczynam od plastyki, więc zadowala mnie to. Według planu mam ją w sali 617. Tylko.. Gdzie ta sala jest? Co prawda widziałam jej umiejscowienie na planie, ale za nic nie mogłam jej znaleźć. Byłam całkowicie pochłonięta poszukiwaniami. W pewnej chwili poczułam, że na kogoś wpadam. Spojrzałam na moją przeszkodę. Naprawdę? Ten sam chłopak co wczoraj w parku?
-Sorry-rzuciłam krótko i chciałam się oddalić. Uniemożliwiła mi to ręka chłopaka zaciśnięta na moim nadgarstku. Mogłam się uwolnić z jego uścisku, ale nie chciałam zwracać na siebie uwagi, więc wolno odwróciłam się twarzą do chłopaka.
-Kogo my tu mamy..-powiedział z drwiną. Nie odpowiedziałam. Nie miałam na to ochoty. Przewróciłam tylko oczami.
-Widzę, że nie nauczyłaś się jeszcze chodzić-ciągną.
-Czego ode mnie chcesz?-warknęłam.
-Może by tak grzeczniej laluniu?-kiedy odpowiedziało mu milczenie kontynuował-Przeprosin. Oczekuję przeprosin.
-Spadaj-syknęłam. Chłopak mocniej zacisnął rękę na moim nadgarstku. Miałam dosyć tej rozmowy więc sprawnym ruchem złapałam za jego palce i wykręciłam mu rękę tak, że mnie puścił. Syknął i chyba nie dowierzał, że mu się wyrwałam. Korzystając z jego osłupienia szybko odeszłam. Miałam mało czasu do dzwonka więc spytałam jakiegoś chłopaka o drogę. Odpowiedział zwięźle, na tyle, na  ile się dało. Był przystojny, ale zachowywał się dziwnie. Dotarłam pod salę równo z dzwonkiem. Weszłam do środka i zajęłam ostatnią ławkę. Grupa nie była duża. Najwyraźniej większość osób wybrało muzykę. Nauczycielka była konkretna. Zadała temat pracy, ale nie taki, który by nas ograniczał i zapowiedziała, że pod koniec lekcji sprawdzi nasze postępy, a na następnych zajęciach oceni prace. Zabrałam się do pracy. Tematem były problemy XXI w. Zaczęłam rysować. Sama nie do końca wiedziałam co chcę stworzyć. Jakby automatycznie spod mojego ołówka powstały zapłakane oczy, a poniżej ręce z bliznami. To wszystko był tylko zarys, ale już wiedziałam, co rysunek przedstawia. Dość często rysowałam tylko części ciała. Rzadko mi się zdarzało narysować całą twarz czy też jakąś postać. Byłam zadowolona z tego, co narysowałam. Pewnie nie każdy potrafi dostrzec problem, jaki przedstawiała moja praca, ale dla mnie to było aż nazbyt oczywiste. Jedna dziewczyna. Jedno wydarzenie. Koszmar. Prześladowanie. Żyletka. Nałóg... Potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić z niej te myśli i wróciłam do pracy. Zbliżał się koniec lekcji, więc nauczycielka zaczęła oglądać nasze postępy. Przy niektórych przystawała, komentowała coś. Kiedy podeszła do mnie i spojrzała na pracę zatrzymała się. Ale nie mówiła nic. Dopiero po dłuższej chwili się odezwała.
-To jest.. bardzo mocne-stwierdziła. Czyli zrozumiała. Odważyłam się na nią spojrzeć. Patrzyła na moje dzieło i sprawiała wrażenie, jakby autentycznie przeżywała to, co przedstawiłam. Widziałam w jej oczach podziw. Po chwili odeszła. Zadzwonił dzwonek.
-Evie, czy mogłabyś chwilę zaczekać?
-Oczywiście proszę pani-Zatrzymałam się przy biurku kobiety i czekałam co powie.
-Masz talent Evie. Twoje prace powinny zostać zauważone. Najstarsze klasy organizują wystawę w przyszłym tygodniu. Jeśli zdołałabyś w tym czasie stworzyć pięć prac, i liczę na to, że wśród nich byłoby dzisiejsze dzieło, mogłabyś wystawić je. Mogłabyś zostać zauważona, a jeśli nie chcesz rozgłosu mogę wystawić pracę anonimowo. Nie chciałabym, żeby tak piękne dzieła przeleżały gdzieś w szufladzie i nigdy nie ujrzały światła dziennego. Zastanów się nad tym. Na razie nie musisz odpowiadać.
-Dziękuje za propozycję, na pewno o niej pomyślę-powiedziałam i opuściłam salę.
Reszta zajęć, aż do ostatniej lekcji przebiegała spokojnie. Na ostatnich zajęciach był w-f. Jak się okazało już na pierwszej mojej j=lekcji tego przedmiotu miałam zaliczać biegi. Dla mnie nie był to problem. Do przebiegnięcia kilometr. Bieg indywidualny. Pójdzie mi dobrze, tak myślę. Udałam się do szatni i przebrałam w strój. Składał się z za dużej bluzki i leginsów. Nie mogłam sobie pozwolić na większy stopień odkrywania ciała, gdyż na moim ciele widniały tatuaże, czyli nieodwracalny element przeszłości. Stanęłam na zbiórce, później szybka, ale dokładna rozgrzewka i bieg. Zaczynali chłopcy. Jestem lepsza od większości z nich. Tylko jeden z nich zwrócił moją uwagę. Przedmiot ten mięliśmy łączony ze starszą klasą. On do niej należał. Niezwykle szybki. Wspaniały. I ten sam, który wskazał mi drogę do pracowni plastycznej. Dość patrzenia na niego. Zaczęła się kolejka dziewcząt. Byłam przerażona tym, jak wolno biegały. Niektóre zaczęły się wymigiwać od biegu, udawały że mdleją. Żałosna postawa. W końcu moja kolej. Mogę wyładować emocje, które gromadzą się we mnie od plastyki. Już za chwilę wystartuje. Trener gwiżdże. Ruszam. Osiągam jedną z moich rekordowych prędkości i to niezwykle szybko. Ktoś z boku krzyczy, że nie wytrzymam tak całego kilometra. No to się zdziwią. Jestem w połowie i jeszcze przyspieszam. Ciągle myślę, a to znak, że nie jestem u kresu moich zdolności ostatnie 200 metrów. Jeszcze większa prędkość. Być może to mój rekordowy czas, może nawet lepszy od wczorajszego. Już widzę linię końcową. Jeszcze odrobinę przyspieszam i kończę bieg. Trener patrzy na mnie zdumiony, zresztą tak jak wszyscy pozostali. Nie zwracam na nich uwagi. Odchodzę w stronę ławek. Nagle poczułam, że jest mi słabo. Usiadłam na ziemi. Poczułam, że blednę. No tak.. Oto i efekty biegania w takim tempie, podczas gdy od rana się nic nie jadło. Przesadziłam. Zobaczyłam ciemne plamki przed oczami. Poczułam, że z pozycji siedzącej upadam. Usłyszałam wokół siebie krzyk, a później była już tylko ciemność...

czwartek, 2 października 2014

Rozdział I

   Jesteśmy tu przez nową pracę taty. Powinnam dziękować Bogu za to, że mój tato dostał pracę tak daleko od naszego poprzedniego miejsca zamieszkania. Od dziś będę chodzić do nowej szkoły, poznam nowych ludzi. Mam szansę rozpocząć nowe życie. Minusem jest to, że dołączę do tutejszej społeczności szkolnej w połowie pierwszego semestru. No cóż..
   Spojrzałam na zegarek. 6:30. Czas się zbierać. Ubrałam czarną, rozkloszowaną spódniczkę, białą bluzeczkę i delikatny czarny sweterek. Na nogi włożyłam baleriny. Wolałabym ubrać się bardziej swobodnie, ale tato wymagał ode mnie takiego stroju pierwszego dnia. Stwierdził, że muszę zrobić dobre pierwsze wrażenie. Stwierdził, że muszę znaleźć przyjaciół. Wcale nie zamierzam ich szukać. Przyjaźń niesie za sobą zbyt duże ryzyko zranienia, oszukania.. Nie chcę tego przechodzić. Chyba bym nie dała rady. Kiedy się ubrałam postanowiłam upiąć włosy w kok. Po wykonaniu tej czynności zeszłam na dół i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.
-A śniadanie?-zatrzymał mnie głos taty.
-Tato.. Teraz nic nie przełknę, za bardzo się denerwuje, ale później zjem coś na mieście-rzuciłam dla spokoju.
-Dobrze, w takim razie możesz iść-powiedział mój rodzic służbowym, zimnym tonem.
-Do zobaczenia tato-syknęłam oschle.
Wyszłam z domu i szybkim krokiem ruszyłam w stronę szkoły. Miałam jeszcze sporo czasu, więc nie musiałam się spieszyć, ale byłam zdenerwowana, a szybki krok pomagał mi się uspokoić. Chętnie zaczęłabym biec, ale nie miałam odpowiedniego stroju, poza tym nie chciałabym być spocona pierwszego dnia zajęć. Do szkoły nie miałam daleko. Dotarłam do niej w piętnaście minut. Budynek był ogromny i nowoczesny. Wyglądał na nowy, a z tego co czytałam rzeczywiście taki był. Przed szkołą był spory dziedziniec oraz park szkolny. Podeszłam do masywnych drzwi i postawiłam pierwszy krok wewnątrz budynku. Było bardzo głośno. Nie mogłam wyłapać pojedynczych dźwięków, nie mogłam ich uporządkować. Odrobinę się zdenerwowałam. Nie lubię przebywać w dużym tłumie. Nie lubię jak jest głośno. Ubóstwiam ciszę.  Tutaj jednak chyba jej nie doświadczę. Przynajmniej nie w czasie przerw. Dobrze.. Czas zacząć szukać odpowiedniej sali. Według planu lekcji, który wczoraj odebrałam mam teraz angielski w sali 212. Hmm.. Tablica informacyjna! Gdzie jest sala 212.. O! Mam! Drugie piętro, od schodów w prawo.. Dobrze, znajdę. Po szybkim prześledzeniu tablicy ruszyłam na poszukiwania. Udało mi się dotrzeć do celu zaskakująco szybko. Zadzwonił dzwonek. "Piekło czas zacząć" - pomyślałam. Weszłam do sali ostatnia. Nie chciałam omyłkowo zająć komuś miejsca dlatego poczekałam trochę. Po wejściu mimo wszystko spytałam nauczycielki gdzie mogę usiąść. Wskazała mi ostatnią ławkę przy oknie. To miejsce mi odpowiadało. Rozejrzałam się po klasie. Większość chłopców patrzyło na mnie z pożądaniem. Doskonale znałam to spojrzenie i nienawidziłam go. Dziewczyny również na mnie zerkały. W ich spojrzeniach widziałam coś jakby.. zazdrość? Ale czego one mogły mi zazdrościć? Jeszcze raz spojrzałam na chłopców. Wszystkie wspomnienia we mnie uderzyły. Nie spodziewałam się tego i aż przymknęłam oczy i mocno zacisnęłam zęby, żeby nie zacząć krzyczeć. Miałam ochotę stamtąd uciec, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Ze wspomnień wyrwał mnie głos nauczycielki, która mnie przedstawiła (kolejna dawka spojrzeń) i zaczęła lekcje. Reszta zajęć minęła w miarę spokojnie. Z nikim nie rozmawiałam. I dobrze. Niech tak pozostanie. Wolnym krokiem wróciłam do domu, który obecnie był pusty. Na stole znalazłam karteczkę, która mówiła o nagłym wyjeździe taty i powrocie dopiero za dwa dni. Fantastycznie. Znowu sama w tym ogromnym, pustym domu. Budynek był tak samo zimny jak głos taty, kiedy się do mnie zwracał. Postanowiłam dłużej tu nie siedzieć. Ubrałam za dużą koszulkę na krótki rękaw i spodenki, po czym wyszłam z domu. Na podwórku zrobiłam szybką rozgrzewkę i truchtem puściłam się w stronę parku. Bieganie pozwalało mi się oderwać od wszystkich myśli. Kochałam ten stan.  Starałam się kontrolować krok i oddech, ale to było coraz trudniejsze. Kiedy dobiegałam do parku zaczęłam dochodzić do granic swoich możliwości. Przebiegłam przez cały park. Nogi niosły mnie dalej, ale rozum przebił się przez mgłę panującą w moim umyśle i kazał mi wracać. Zawróciłam, ciągle nie zwalniając tępa. W pewnym momencie jedno z moich wspomnień znalazło przejście do moich myśli. Mimo, że myślałam, że moje wcześniejsze tępo biegu jest kresem moich możliwości jeszcze przyspieszyłam. Gdyby ktoś teraz zmierzył mi czas mógłby być zszokowany i chcieć zapisać mnie do jakiejś drużyny. Nagle wpadłam na kogoś z impetem. Upadłam, Człowiek, z którym się zderzyłam również.
-Patrz jak chodzisz!!-zaczął się awanturować.
-Przepraszam, nie zauważyłam cię-powiedziałam obojętnie. Jakoś niespecjalnie mnie w tej chwili obchodzi jakiś idiota, który nie patrzy przed siebie. Bolała mnie ręka.
-Na przyszłość staraj się patrzeć gdzie biegniesz! Przez ciebie moje spodnie nadają się tylko do wyrzucenia!-spojrzałam na wymienioną część garderoby chłopaka. Jego dżinsy były tylko lekko zabłocone. Przewróciłam oczami na ten widok. Nie miałam ochoty na dalszą wymianę zdań więc pobiegłam dalej. Tym razem udało mi się zachować kontrolę. Gdy wróciłam wzięłam zimny prysznic i udałam się do domowej siłowni, gdzie zaczęłam walić w worek treningowy, wyładowując złość, w jaką wprowadził mnie chłopak z parku. Wraz z negatywnymi uczuciami odleciały resztki moich sił. Nie miałam już siły się przebierać, więc tylko weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Było bardzo wygodne. Zasłużyłam na leżenie w nim poprzez przebiegnięcie 4 km. Wykończona wpadłam w objęcia Morfeusza.

Bohaterowie



                                                                 Evie Prior (17 lat)
Wysoka, szczupła i wysportowana dziewczyna. Nie radzi sobie z przeszłością. Jest zamknięta w sobie. Miała tylko jednego przyjaciela, ale uciekając przed wspomnieniami i przeszłością zostawiła go gdzieś za sobą. Całe jej życie jest ucieczką przed problemami, które i tak ją dotykają.



                                                          Tobias Bennett (19 lat)
Wysportowany chłopak, któremu prawie niczego w życiu nie brakuje. No właśnie.. prawie. Brakuje mu miłości, brakuje mu bliskich. Jego rodzice nie żyją. Odziedziczył po nich majątek, ale żadne pieniądze nie mogłyby mu wynagrodzić tej straty. Zazwyczaj jest otoczony grupą znajomych, ale pośród nich czuje się jeszcze bardziej samotny.


                                                        David Harrison (18 lat)
Uważa się za króla wszystkiego. Uważa, że może robić wszystko, bo ma bogatych rodziców. Gra w piłkę nożną. Jego rodzice przekupili trenera i został kapitanem drużyny. Jest kobieciarzem. Nie musi się bardzo starać jeśli chce kogoś poderwać, dziewczyny do niego lgną.


                                                           Mike Collins (18 lat)
Kumpel Davida. Bardzo przystojny. Doskonale gra w nogę. Lepiej od Davida. Mógłby mieć każdą dziewczynę, jest jednak dość chamski. To skreśla go u połowy dziewczyn.

                                                               Sarah Brown (17 lat)
Tapeciara, typowa pusta lala. Bez makijażu nawet ładna. Z nim - sztuczna. Jest wredna. Często zachowuje się poniżej poziomu. Uważa, że wszystko jej wolno i że za nic nie zostanie ukarana.

                                                                      I INNI :)